Wczoraj niezbyt miałam czas, żeby się nad tym rozwodzić, ale nie powstrzymam się i dziś to napiszę.
Ku przestrodze... żeby się wyżalić, "wyzłościć"...
Po raz kolejny bowiem okazało się, że za bardzo ufam ludziom, że znają się na tym, co robią. Chodzi bowiem o Cresilkową łapkę i weterynarza - kompletnego idiotę (do którego trafiliśmy zresztą trochę przypadkiem, bo pech chciał, że była to jedyna otwarta w niedzielę klinika, do której udało nam się dodzwonić).
Łapka wyglądała dla nas - kompletnych laików, przez dłuższy czas "całkiem ładnie".